wtorek, 5 lutego 2013

Że też Misię chciało

Zlecenie ślubne powstaje powoli i w bólach - chwilowo dobrnęłam do 1/3. 

W ramach lekkiego odejścia od czegoś większego (mózg też musi odpocząć) wzięłam się za rzecz wdzięczną w wyglądzie. Niestety w kwestii wykonania już nie tak bardzo - trochę to upierdliwe było trzeba przyznać ale efekt poniekąd to rekompensuje.
Proszę Państwa oto Miś.... A w zasadzie Panna Misia 


W dodatku w wydaniu słodziacznym i można by rzec walentynkowym - widać i mi się bezwiednie udzieliło, nawet mimo powziętych środków ostrożności przed zarażeniem komercyjnym szaleństwem.

Historia Panny Misi nie jest przesadnie długa i skomplikowana.
Zainspiorowana otchłaniami Internetu wydłubałam taki oto zewłoczek. Bo mi się podobał


Ślepe toto jeszcze było i niewidome gdy jego orientacja została jasno (przynajmniej jak na moje dość tradycyjne standardy) określona


A, że gołym misiem tak nieobyczajnie świecić, Panna (bo męża czy choćby innego chłopa chwilowo się nie przewiduje) otrzymała także prostą acz gustowną kreację.


Hamerykańscy naukowcy podobno stwierdzili, że kobiety wolnych rąk nie lubią mieć - dzięki czemu wychodzi moja nikła kobiecość, bo najchętniej podróżuję z plecakiem (nawet do sklepu po chleb, czekoladę i co tam do życia jeszcze potrzebne). 
Pannie Misi jednak nie mogłam odmówić, wszak z kobiecej zawiści już ją skrzywdziłam - płaska biedna jak deska. Dostała zalegające sobie i niewykorzystane serduszko z poprzedniego zadania rozpracowującego.



I tak sobie oto jest moja Panna Misia. W sumie nie wiadomo dlaczego i po co. Ale jest ;)

Sposób wykonania powyższego serduszka znajdziecie TUTAJ

P.S. To mój pierwszy miś ever więc proszę o wyrozumiałość dla jego krzywości i nierówności tu i tam ;)

2 komentarze:

Sylvvka pisze...

e nooo już ją chciałam jak widziałam nagą wersję, ubrana jest jeszcze fajniejsza, także czekam na prezent walentynkowy od Ciebie :)

LadyYarel pisze...

Żebym tak jeszcze wiedziała gdzie Ty mieszkasz... ;)