poniedziałek, 23 listopada 2015

Deser

Bo głupota dopada znienacka.
W weekend.
Przy śniadaniu.


Bo też w moim przypadku jakiekolwiek próby rysowania są głupotą absolutną i totalną. Generalnie to dochodzę do wniosku, że powinno się przede mną pochować wszystko co pisze, mazia, bazgrze czy zostawia jakikolwiek ślad na powierzchniach z grubsza płaskich.

Niemniej w wyniku chwilowego zaćmienia umysłu i przypływie szału tfu-rczego powstało takie oto "coś".

Uprzedzając pytania oświadczam z pełna odpowiedzialnością, że byłam trzeźwa - w końcu 10:00 rano była. 





P.S. Być może wróciłam.



niedziela, 27 lipca 2014

Tandem

Bo najwyraźniej sama nie potrafię się zebrać i trzeba mnie pogonić. No cóż pozostaje przyznać się przed samą sobą do własnych słabości, mając jednak gdzieś pod czaszką świadomość, że coś się jednak umie i to nienajgorzej. Skutkiem takich rozmyślań powstała urodzinowo-imieninowa kartka dla mojej babci - 90 lat to nie przelewki więc postarać się trzeba było.
Tak więc hafcik stworzyłam ja a oprawą zajęła się na moją osobistą i uniżoną prośbę Alicja z Lubię Tworzyć. Efekt końcowy wygląda następująco:


Karteczka oczywiście jest składana, z życzeniami w środku - autorskimi ale pokazywać nie będę bo się wstydzę ich marnej wartości poetyckiej, o! ;)
Babcia się ucieszyła (chyba nawet autentycznie a nie na pokaz żeby mi przykro nie było). 
I pamiętajcie nigdy nie będziecie za starzy, żeby robić laurki dla swoich babć. Z wiekiem rośnie tylko poziom trudności :P

czwartek, 24 kwietnia 2014

Kobiece potrzeby


Jak też obiecałam byłam w poście powrotnym, postaram się coś częściej pisać niż ostatnio. I kajam się przy okazji ponownie za te miesiące milczenia.
A ponieważ na działania szczególnie twórcze ostatnio brak mi czasu, a jak już mam czas to nie mam weny, chwilowo musicie zadowolić się moimi marnymi życiowymi wynurzeniami w postaci śmiesz- (lub i nie) -notek. Przynajmniej na razie.

Jak zapewne wiecie przyszło mi pracować w przedszkolu... Nie wiedzieliście? No to już wiecie.
W każdym razie reprezentantek płci pięknej ma w grupie 4. Ale za to jakie... kwintesencja kobiecości. Aż się czasami przy niech sama dziwnie czuję z moim plecaczkiem i glanikach (zimą). Tak więc moje kwintesencje zwykle bawią się w dom lub pracę a jak niby wyjść mają z rzeczonego domu bez torebki. A, że tych elementów garderoby damskiej w przedszkolu jakoś mało, to zaczęły radzić sobie w inny, trzeba przyznać nader kreatywny sposób. Mianowicie zbudowały je sobie same. Z klocków. 
Poniżej kilka przykładów bo nie odmówiłam sobie przyjemności sfotografowania tych arcydzieł. Zdjęcia robione telefonem więc przepięknej jakości nie są.

Z 2 kokardkami.

Z kokardką, model nr. 1

Z kokardką, model nr. 2

Z ćwiekami
Nawiasem mówiąc klocki te są naprawdę świetne i przy nieustannym zainteresowaniu ze strony dzieciaków powstają z nich przerozmaite rzeczy (aż się sama czasem dziwię). Spokojnie postawiłabym je niemal na równi ze sławnymi Lego. Mają jednak 2 wady: primo cena - ponad 400zł za solidne wiadro, secundo dostępność - jeśli nie ma się kontaktu z dostawcami zabawek dla przedszkoli to na "wolnym rynku" próżno szukać.

sobota, 22 marca 2014

Wielki come back



Witajcie moi drodzy!

Poniekąd ponownie. 
Dla tych, którzy wątpili: żyję, trochę się ogarnęłam i prę do przodu.

Tak długo mnie nie było, że poniższy post uznać by można w zasadzie jako swoisty ekwiwalent zmartwychwstania bloga o dziejących się w mym skromnym żywocie twórczych epizodach.

Dziś na dobry nowy początek obiecany jeszcze w zeszłym roku (o borze szumiący jak to brzmi) przepis na mega proste i wychodzące nawet największym sierotom kuchennym bułeczki drożdżowe zwane pieszczotliwie bułami. 
Fotorelacja może trochę niepełna i skąpa ale na swoje usprawiedliwienie dodam, że zdjęcia robione były niejako przy okazji. Zaznaczam również, iż ich autorem a jednocześnie "zagniataczem" jest niejaki Krzysztof Sz. mój zacny przyjaciel a przy okazji mąż nieocenionej Alicji z Lubię Tworzyć, prywatnie mej psiapsióły. Przyjęli byli oni zaproszenie na coś co nazwane potem zostało szumnie Bułkową Bibą.
Ale Ad rem.

Składniki: (zwykle z tej ilości wychodzi około 24-26 szt.)
  • 150g masła (najlepiej masła; z margaryną co prawda również wyjdzie ale to już nie ten smak..., aczkolwiek też zjadliwe)
  • 0,5l mleka
  • 4 dag drożdży (świeżych)
  • 0,5 łyżeczki soli
  • 10 łyżek cukru
  • 1 kg mąki pszennej (najlepiej ok 90 dag)
  • 1 cukier waniliowy
Do tego 
  • 1 jajko (do posmarowania)
  • opcjonalnie ok. 20 dag dodatków w postaci rodzynek, suszonej żurawiny itp.

Przygotowanie:
Masło roztapiamy w rondelku. Dodajemy mleko i podgrzewamy do temperatury ok. 37 stopni - generalnie powinno być letnie. Trochę płynu odlewamy do oddzielnego naczynia i rozpuszczamy w nim drożdże. Do rondelka dodajemy cukier, cukier waniliowy, sól oraz powstałą paćkę drożdżową. 
Do sporej miski wsypujemy na początek około 3/4 przygotowanej mąki. Robimy w środku wgłębienie i wlewamy zawartość rondelka. Wyrabiamy cisto stopniowo dodając resztę mąki. Jeśli mamy ochotę dosypujemy w trakcie ugniatania także rodzynki czy inne ulubione dodatki. Dobrze wyrobione ciasto (a przy drożdżowym to ważne) ładnie odchodzi od ścianek miski i rąk.

Już prawie, prawie (przypominam, wyrabia Krzysztof)

Zostawiamy je do wyrośnięcia w ciepłym miejscu, przykryte ściereczką. 
Powinno podwoić swoją objętość - zwykle zajmuje to ok 30 min.
I tu mały lifehack. Jeśli nie mam akurat pod ręką ciepłego miejsca (np. niby sezon grzewczy się już skończył ale pogoda odmawia współpracy) robię swój własny "grzejniczek": do sporego garnka wlewam trochę gorącej wody, przykrywam pokrywką odwróconą do góry nogami (tak, że "dzyndzel" do trzymania jest u dołu) i na tą konstrukcję stawiam miskę z ciastem.
Z wyrośniętego ciasta formujemy gładkie kuleczki, około 70g każda. Nie muszą być idealnie równe - moje na początku były straszne ale wszystko jest kwestią wprawy. Najlepiej urwać sobie kawałek i delikatnie zbierając ręką formować gładką powierzchnię z jednej strony a "brzydkie złożenie" po prostu ukryć pod spodem bułeczki, wyrówna się.

Tu Alicja prezentuje jak to zrobić (złożenie pod kciukiem idzie na dół)

Oczywiście na tym etapie można też do bułki włóżyć np. marmoladkę czy inne nadzienie. Trzeba je tylko wtedy dobrze upchać żeby nie wychodziło przy rośnięciu. I nie przejmujcie się jeśli przy tych machinacjach ciasto opadnie. Nie szkodzi. Drożdżówka zawsze powinna wyrastać 2 razy. 
Tak przygotowane bułeczki układamy w sporych odstępach na blasze wyłożonej papierem do pieczenia.


I zostawiamy do "napuszenia" aż ponownie podwoją objętość, zwykle zajmuje to ok. 20-30 min. Można postawić np. na tym samym garnku od wyrastania ciasta :)
Przed pieczeniem roztrzepujemy całe jajko z 1-2 łyżkami mleka i tą miksturą smarujemy bułki. I tu w zasadzie jedyna trudność. Trzeba to robić dość delikatnie, żeby już wyrośnięte nie opadły. To w sumie jedyny newralgiczny moment całego procesu.
Wstawiamy do rozgrzanego piekarnika. Ja piekę w 180-190 stopniach bez termoobiegu przez jakieś 15 min i zawsze wychodzą cacy. Choć w oryginalnym przepisie było 220 stopni i 10-15 min - ale przy takich parametrach zawsze mi się przypalały a w środku wydawały się niedopieczone.
Powinno nam wyjść coś takiego:



Smacznego :)


P.S. Zdzisław cały proces swoim zwyczajem przeczekał pod meblem. Nie było mięsa to po co miał się w ogóle takim czymś interesować :)



P.S.2 Postaram się też poprawić i częściej coś pisać jeśli tęskniliście ;)


czwartek, 29 sierpnia 2013

Buły


Długo nic się nie działo ale trochę się pozmieniało w moim skromnym żywocie i chwilowo często nie mam czasu się nawet kolokwialnie mówiąc w tyłek podrapać.
Ale pozmieniało się chyba na lepsze, więc raczej nie powinnam narzekać.

Żeby nie było, że całkiem nic się nie dzieje, oto jedno z moich szaleństw kulinarnych z "kiedyśtam", jeszcze przed tym jak się pozmieniało i miałam na nie czas i siłę a jakoś nie zebrałam się by wcześniej umieścić wpis - buły
Zostały one zainspirowane jednym z haseł wpisywanych w wyszukiwarkę z odesłaniem na niniejszego bloga, mianowicie "ruchałki drożdżowe", o których już z resztą wspominałam jakiś czas temu.

Dziś niestety tylko zdjęcia buł (tj. bułeczek drożdżowych), gdyż mój magiczny zeszycik z przepisami kwitnie gdzieś w którymś kartonie przygotowanym do przeprowadzki kilkaset kilometrów od mojego aktualnego miejsca pobytu. Jak już się w tym temacie ogarnę nie omieszkam zamieścić również sposobu ich wykonania.






Zapomniałam dodać, że akurat to ciasto drożdżowe jest mega proste i zawsze wychodzi nawet największym sierotom kuchennym.