czwartek, 13 grudnia 2012

Popierniczyło mnie ;) - cz.1


Dziś długo. Baaaardzo.

Ponieważ Święta już niedługo, czas nastał najwyższy na czynność kolokwialnie zwaną "pierniczeniem". 
Mieszkanie z informatykiem zobowiązuje. Mieszkanie z graczem Portala zobowiązuje dodatkowo (swoją drogą bardzo fajna gra, samej mi się zdarzyło pogrywać w 2). Dlatego też, zamiast sztampowego domku z piernika czy standardowych serduszek/choineczek/bałwanków/dzwoneczków... czy innego świątecznego badziewia, powstał twór jedynie domkoidalny, za to znacznie bardziej pasujący do konwencji naszego małego świata... 
Pomysł na tego typu rozwiązanie wpadł mi do głowy gdy zobaczyłam zdjęcie podobnego (ale ładniejszego) modelu w Internecie, a jak zobaczył go MM (Mój Mężczyzna) nie było przebacz - stoisz kobieto w kuchni i robisz.

Moi drodzy, przedstawiam Wam zatem Valve Corporation Portal - Companion Cube (zwany pieszczotliwie Towarzyszem Kostkiem).... z piernika!


Zapraszam więc na świąteczną opowieść (w odcinkach) pod tytułem: 


"Making off Towarzysz Kostek"

Odcinek 1
Za oknem zima...

Kot ledwie wystaje z pieleszy...


Pora więc coś zmalować - czyli udać się do królestwa odwiecznie przynależnego kobietom by tam realizować się życiowo (to taki efekt lekkiego przepierniczenia - cały dzień w kuchni daje po psychice).

Na początek słów kilka o samym cieście. Wszelkie wyroby mające z niego powstać wykonujemy na co najmniej 2-3 tygodnie przed planowanym spożyciem. Zaraz po upieczeniu bowiem, ledwo radzą sobie z nim nawet głodni studenci - wiem z doświadczenia, bo za czasów studenckich, w akademiku też kiedyś odważnie robiłam. Niemniej, dzięki tej właściwości świetnie nadaje się ono tez na różnego rodzaju twory duże i niestandardowe - tak jak nasz Towarzysz Kostek. Te 2 do 3 tygodni gotowe ciastka potrzebują, by zebrać wilgoć z powietrza, dzięki czemu miękną, stając się w pełni zjadliwe. Dobrze trzymać je w puszce z suszonymi jabłkami - nabierają wtedy miłego aromatu i lepiej ściągają wilgoć. Długi czas oczekiwania na przysmaki ma jeszcze jedną zaletę. Mianowicie pierniczenie mamy za sobą jeszcze przed całym świątecznym kociołkiem i możemy poświęcić mu maksimum należytej uwagi.

Ad rem...

Składniki:
  • 75g margaryny
  • 250g miodu
  • 125g (ok. 2/3 szklanki) cukru (zwykłego kryształu)
  • 500 g mąki pszennej
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 2 łyżeczki kakao
  • opakowanie przyprawy do piernika
  • 1 jajko
Z podanych proporcji powinno wyjść koło 50-60 standardowych pierniczków, przy czym poniższa relacja przedstawia pracę z podwójna porcją. W swej naiwności myślałam bowiem, że z jednej będą ciasteczka a z drugiej twór domkoidalny. Praktyka jednak szybko zweryfikowała moje poglądy.

Dodatkowo:
  • szklanka cukru (na karmel)
  • szklanka cukru pudru (na lukier)
  • 1 jajko (do smarowania ciasta i na lukier)
  • czerwony/różowy barwnik spożywczy lub koncentrat z buraczków czerwonych 
Wizualizacja przedmiotu zainteresowania (o cukrze pudrze i trzecim jajku w dalszej części - na razie ciasto)
Na początek wrzucamy do rondelka margarynę, miód i cukier


i powoli roztapiamy na wolnym ogniu, cały czas mieszając aby nic nie przywierało i się nie przypaliło. Po uzyskaniu jednolitej, płynnej masy - to jest kiedy nic nam pod łyżką przy mieszaniu nie zgrzyta a całość wygląda mniej więcej tak:


Odstawiamy do ostygnięcia, pamiętając żeby co 2-3 minuty w garnku pomieszać, by masa się nie rozwarstwiała i równo stygła.


Proces ten może trochę zająć. Można się też posiłkować np. miską z zimną wodą lub zaokiennym mrozem, ale tego drugiego raczej nie polecam, bo trzeba tam stać i mieszać na zimnie... brrrr
W tak zwanym międzyczasie przygotowujemy suche składniki. Do sporej miski wsypujemy mąkę, przyprawę do piernika, proszek do pieczenia i kakao (tego ostatniego nie było w oryginalnym przepisie, ale dla lepszego kolorku warto - wypróbowane wielokrotnie)


I wszystko ładnie mieszamy. Jak kto ma czym, można przesiać, żeby nie było grudek.


Gdy masa miodowa już przestygnie - to jest, można do niej spokojnie włożyć paluch lub trzymać za dno rondelka bez poparzenia ale dalej jest ciepła- dodajemy ją do suchych składników razem z jakiem (w tym przypadku dwoma)

Od razu robi się weselej :)
Jeśli masa będzie za gorąca to  
a) poparzymy łapy przy zagniataniu ciasta, 
b) zetnie się białko z jajka i wszystko do wyrzucenia.
Zagniatamy wszystko na gładkie ciasto

Artystyczny proces zagniatania
Jeśli ciasto nie chce się zlepić można dodać odrobinę wody lub mleka, jeśli się maże - trochę mąki. Generalnie po wszystkich zabiegach masujących powinno wyglądać mniej więcej tak:


Pod tąż ścierką zostawiamy je sobie, niech poodpoczywa kontentne po naszym masażu z godzinkę czy 2, a my w tym czasie możemy pozajmować się czymś innym, np. szablonami.
Moje wyglądają tak: 


Jeśli chodzi o wymiary. Największy kwadrat (bok sześcianu) - 20 x 20 cm, średnica koła - 7,5 cm, narożniki to 6 x 6 cm z małym wycięciem a ten najmniejszy - jakieś 4 x 2,5 cm.


Poza tym rozdzielamy trzecie jajko - białko chwilowo chowamy do lodówki a żółtko lekko roztrzepujemy z 3-4 łyżkami wody (lub mleka) - będzie do smarowania ciastek przed pieczeniem.

Kiedy już ciasto sobie odpocznie a my zdążymy zrobić i zjeść obiad, bierzemy się za wałkowanie. Rozpłaszczamy je przy pomocy wałka na placki nie grubsze niż 3 do 5 mm (potem i tak jeszcze urośnie w trakcie pieczenia) i wycinamy potrzebne nam kształty - ja użyłam jak widać nożyka.




Uwaga. Ze względu na sporą zawartość glukozy w różnej postaci ciasto jest klejące - nie żałujemy mąki na podsypkę inaczej przylepi się na amen do blatu. Robimy po 5 zestawów ozdobników - nie będziemy żadnego przyklejać na spód, by był stabilny. Nie ma co ukrywać, że gotowy Companion Cube trochę waży i musi mieć stabilną podstawę, a ozdóbki trochę by ją osłabiły. No i ma on stać i wyglądać (a potem smakować) - nie będziemy nim grac w piłkę nie musi być jednakowy z każdej strony. 
Wycięte elementy kładziemy na blachę - najlepiej wyłożoną papierem do pieczenia...


...smarujemy roztrzepanym jajkiem...


...i pieczemy


Jeśli chodzi o sam proces pieczenia to najlepszą temperaturą jest koło 180 C. Ze względu na wielkość na raz mieściła się tylko jedna ścianka - musiały one posiedzieć jakieś 10-12 min. Mniejszym elementom takim jak kółka czy narożniki wystarczyło 8 min w tej samej temperaturze a tym najmniejszym nawet 6 min. 
Zaraz po wyjęciu z piekarnika ciasto jest miękkie i podatne na uszkodzenia więc należy z nim uważać. Najlepiej zostawić na kratce na 5-10 min do odparowania. Po całkowitym ostygnięciu zyska wytrzymałość i twardość płyty kartonowo-gipsowej więc potem już nie trzeba się cackać - niemniej po ścianach nie rzucamy. Pamiętajmy też, by razem piec elementu mniej więcej równej wielkości.
Wszystkie pozostałe elementy też ładnie dopiekamy


Tak wiem, jeden się przypalił (będzie na tył)
Jak widać jeden z kwadratów jest bardziej prostokątem. To po to, by łatwiej się na niego ustawiało pozostałe - będzie robił za podstawę.
W między czasie przyszedł Zdzisław sprawdzić co dobrego robią


I wymownie dać do zrozumienia, że powinno być z mięsa


 
Koniec odcinka 1. 

C.D.N

P.S. Niech ten dramatyczny zwrot akcji nie daje Wam spać po nocach ;)

Brak komentarzy: