Witajcie moi drodzy!
Poniekąd ponownie.
Dla tych, którzy wątpili: żyję, trochę się ogarnęłam i prę do przodu.
Tak długo mnie nie było, że poniższy post uznać by można w zasadzie jako swoisty ekwiwalent zmartwychwstania bloga o dziejących się w mym skromnym żywocie twórczych epizodach.
Dziś na dobry nowy początek obiecany jeszcze w zeszłym roku (o borze szumiący jak to brzmi) przepis na mega proste i wychodzące nawet największym sierotom kuchennym bułeczki drożdżowe zwane pieszczotliwie bułami.
Fotorelacja może trochę niepełna i skąpa ale na swoje usprawiedliwienie dodam, że zdjęcia robione były niejako przy okazji. Zaznaczam również, iż ich autorem a jednocześnie "zagniataczem" jest niejaki Krzysztof Sz. mój zacny przyjaciel a przy okazji mąż nieocenionej Alicji z Lubię Tworzyć, prywatnie mej psiapsióły. Przyjęli byli oni zaproszenie na coś co nazwane potem zostało szumnie Bułkową Bibą.
Ale Ad rem.
Składniki: (zwykle z tej ilości wychodzi około 24-26 szt.)
- 150g masła (najlepiej masła; z margaryną co prawda również wyjdzie ale to już nie ten smak..., aczkolwiek też zjadliwe)
- 0,5l mleka
- 4 dag drożdży (świeżych)
- 0,5 łyżeczki soli
- 10 łyżek cukru
- 1 kg mąki pszennej (najlepiej ok 90 dag)
- 1 cukier waniliowy
Do tego
- 1 jajko (do posmarowania)
- opcjonalnie ok. 20 dag dodatków w postaci rodzynek, suszonej żurawiny itp.
Przygotowanie:
Masło roztapiamy w rondelku. Dodajemy mleko i podgrzewamy do temperatury ok. 37 stopni - generalnie powinno być letnie. Trochę płynu odlewamy do oddzielnego naczynia i rozpuszczamy w nim drożdże. Do rondelka dodajemy cukier, cukier waniliowy, sól oraz powstałą paćkę drożdżową.
Do sporej miski wsypujemy na początek około 3/4 przygotowanej mąki. Robimy w środku wgłębienie i wlewamy zawartość rondelka. Wyrabiamy cisto stopniowo dodając resztę mąki. Jeśli mamy ochotę dosypujemy w trakcie ugniatania także rodzynki czy inne ulubione dodatki. Dobrze wyrobione ciasto (a przy drożdżowym to ważne) ładnie odchodzi od ścianek miski i rąk.
 |
Już prawie, prawie (przypominam, wyrabia Krzysztof) |
Zostawiamy je do wyrośnięcia w ciepłym miejscu, przykryte ściereczką.
Powinno podwoić swoją objętość - zwykle zajmuje to ok 30 min.
I tu mały lifehack. Jeśli nie mam akurat pod ręką ciepłego miejsca (np. niby sezon grzewczy się już skończył ale pogoda odmawia współpracy) robię swój własny "grzejniczek": do sporego garnka wlewam trochę gorącej wody, przykrywam pokrywką odwróconą do góry nogami (tak, że "dzyndzel" do trzymania jest u dołu) i na tą konstrukcję stawiam miskę z ciastem.
Z wyrośniętego ciasta formujemy gładkie kuleczki, około 70g każda. Nie muszą być idealnie równe - moje na początku były straszne ale wszystko jest kwestią wprawy. Najlepiej urwać sobie kawałek i delikatnie zbierając ręką formować gładką powierzchnię z jednej strony a "brzydkie złożenie" po prostu ukryć pod spodem bułeczki, wyrówna się.
 |
Tu Alicja prezentuje jak to zrobić (złożenie pod kciukiem idzie na dół) |
Oczywiście na tym etapie można też do bułki włóżyć np. marmoladkę czy inne nadzienie. Trzeba je tylko wtedy dobrze upchać żeby nie wychodziło przy rośnięciu. I nie przejmujcie się jeśli przy tych machinacjach ciasto opadnie. Nie szkodzi. Drożdżówka zawsze powinna wyrastać 2 razy.
Tak przygotowane bułeczki układamy w sporych odstępach na blasze wyłożonej papierem do pieczenia.
I zostawiamy do "napuszenia" aż ponownie podwoją objętość, zwykle zajmuje to ok. 20-30 min. Można postawić np. na tym samym garnku od wyrastania ciasta :)
Przed pieczeniem roztrzepujemy całe jajko z 1-2 łyżkami mleka i tą miksturą smarujemy bułki. I tu w zasadzie jedyna trudność. Trzeba to robić dość delikatnie, żeby już wyrośnięte nie opadły. To w sumie jedyny newralgiczny moment całego procesu.
Wstawiamy do rozgrzanego piekarnika. Ja piekę w 180-190 stopniach bez termoobiegu przez jakieś 15 min i zawsze wychodzą cacy. Choć w oryginalnym przepisie było 220 stopni i 10-15 min - ale przy takich parametrach zawsze mi się przypalały a w środku wydawały się niedopieczone.
Powinno nam wyjść coś takiego:
Smacznego :)
P.S. Zdzisław cały proces swoim zwyczajem przeczekał pod meblem. Nie było mięsa to po co miał się w ogóle takim czymś interesować :)
P.S.2 Postaram się też poprawić i częściej coś pisać jeśli tęskniliście ;)